niedziela, 29 listopada 2015

ZIMOWY SPŁYW KAJAKOWY

   Powoli listopad 2015 przechodzi do historii. Na rzece pusto, cicho i trochę smutno. Pogoda mglista, specyficzna, kto oglądał film "Inni" wie o co mi chodzi. Sezon letni już trochę czasu za nami. Ja trochę tęsknie za letnimi atrakcjami, rzeką i ciepłym słońcem. Poprawiam sobie humor zdjęciami z tego sezonu i wykreślam dni w kalendarzu do następnego sezonu. No ale przecież nie trzeba czekać. Natchniona niedawno udostępnianym linkiem: http://www.kajaki-wkra.com/jesienne-uroki-splywu-rzeka-wkra/  i generalnie świetną stroną, postanowiłam podjąć temat.


Zanim pomyślisz "to nie dla mnie" albo "nie ma takiej opcji" daj mi szansę. Może Cię przekonam i już niedługo przeżyjesz super przygodę, Jesienny czy zimowy spływ kajakowy to taki sam sposób spędzania wolnego czasu na powietrzu jak narty, biegówki, kuligi, łyżwy. 


NAJCZĘSTSZA OBAWA: NIEPLANOWANE KĄPIELE:

Większość z Was pływała kajakiem i wie, że kajak to nie tratwa czy deska surfingowa i wcale nie jest aż taki wywrotny. Wbrew temu co może się wydawać pływanie zimą czy jesienią kiedy poziom wody jest wyższy ma swoje plusy. Nie mówię tu o pływaniu w czasie alarmu powodziowego, a raczej o takiej rzece jaka jest teraz. Prawdopodobnie jeśli taka pogoda się utrzyma, a śnieg będziemy dalej oglądali tylko z kamerek z Kasprowego, to poziom rzeki nie powinien się bardzo wahać. Kiedy latem stan rzeki jest niższy, mamy więcej przeszkód do pokonania. Ogromne kamienie,  płycizny czy wodorosty, które mogą przyczynić się do ewentualnych wywrotek.Ja wśród swoich wielu spływów byłam raz świadkiem małego nurkowania znajomych przez niebywałą chęć zrobienia zdjęcia innym uczestnikom, i raz byłam w roli głównej. Napłynęłam kajakiem na kamień a raczej głaz który był ledwo pod wodą, stanęłam dęba niczym Titanic. Chwila "grozy", suwanie się do przodu i do tyłu i jakoś poszło ;) Bez wywrotki! Wiadomo nie brakuję takich co nurkowali nawet w środku zimy.. Szczególnie pozdrawiam ekipę,która razem z nami w tym roku korzystała z usług Top- Kajak w sierpniu, wypłynęła równo z nami z Bolęcina, niestety z "braku sił" złej dawce alkoholu skończyła spływ w Sobieskach.. bywa i tak. Równie mocno pozdrawiam i dziękuję za spektakl w Zawadach dwóch panów, którzy nie oszczędzali się ;) i na wodzie przed kolana próbowali ruszyć w dalszą trasę. Dosłownie po siedmiu startach, różnych kombinacjach i metodach wchodzenia (z płytkiej wody, głębokiej, dwóch na raz, pojedynczo, z brzegu, wyspy itd) w końcu dali radę. W życiu się tak nie uśmiałam!! Do czego zmierzam, bo znowu się rozpisałam. Wiem że bezsensowna brawura i nadmierne spożycie alkoholu nie służą bezpiecznym spływom. Nie, nie jestem abstynentem ;) ani sztywniarą, ale kąpiele letnie mają się nijak do tych zimowych. Podsumowując ten wątek bez ładu i składu: jeśli płyniesz spokojnie, obserwujesz rzekę, nie wykonujesz gwałtownych ruchów (i nie mówię też żeby płynąć jak mumia) to praktycznie gwarantuję że nic się nie stanie.

ZIMNO? WCALE NIE!

Można w internecie przeczytać naprawdę wiele o tym jak trzeba się ubrać i przygotować. Jeśli myślisz że na rzece jest jak na Antarktydzie i w ciągu spływu zmarzniesz jak nigdy wcześniej to nic bardziej mylnego. Z własnego bądź co bądź małego doświadczenia wiem, że te obawy są bezpodstawne. Płynęłam dwa razy. Przełom grudnia- stycznia i jakoś chyba w lutym. O swoich wrażeniach nieco później, choć już o nich wspominałam. Temperatura powietrza nie była jakoś wybitnie niska, ale na pewno było kilka stopni poniżej zera. 


Mój spływ trwał ok. 1,5-2 godz. Ubrałam się tak, żeby mieć swobodę ruchu, czyli nie zakładajcie pięciu szalików, kominów i innych, bo swobodne poruszanie szyją czy głową będzie potrzebne. Cały arsenał bluz, swetrów itp. pod kurtką też nie jest dobry. Ograniczy nam to ruchy przy wiosłowaniu. Ja założyłam bluzkę z długim rękawem, bluzę, kurtkę zimową, rajstopy, grube dresy, dwie pary skarpetek, adidasy (to może nie był najlepszy wybór) , czapkę, szalik, rękawiczki. Po za słabym doborem obuwia (mogłam je zastąpić, śniegowcami czy nawet kaloszami) byłam ubrana bardzo okej. Pamiętajcie, że na spływie nie siedzicie bezczynnie. Wiosłujecie, więc wykonujecie jakiś wysiłek fizyczny. Polecam również bieliznę termoaktywną, która bardzo dobrze zdaje egzamin na takich wypadach i przydaje się później. Ostatecznie mogę jeszcze zaproponować coś na nogi. W czasie wiosłowania można się trochę "ochlapać" więc można je przykryć np dużym workiem na śmieci, albo wiem że są takie specjalne "płachty do przykrycia w kajaku, ale nie wiem jak to się profesjonalnie nazywa. Ja płynęłam bez tych gadżetów, i też jest bez tragedii. Dobrze mieć też na czym siedzieć, ale w takie "poduszki" zaopatruje nas każda wypożyczalnia. I tu uwaga ważna informacja. Zimą zakładamy kapoki OBOWIĄZKOWO. W razie nieszczęśliwego wypadku na rzece, kamizelka wypycha nas do góry. Grube ubranie np.kurtki zimowe czy wełniane szale bardzo szybko nasiąkają wodą i stają się ciężkie. Kapok pomagam nam w miarę swobodnym dopłynięciu do brzegu.


JEŚLI NIE OLEJEK DO OPALANIA, TO CO INNEGO ZABRAĆ?

Ja się przyznaję że poszłam na pierwszy spływ w ciemno. Bez przygotowania, nastawiona na adrenalinę, przyjemnie spędzony czas i z podejściem "jakoś to będzie". Witaj przygodo i do przodu. W kieszeń zabrałam telefon, żeby porobić zdjęcia (po zdjęciach i telefonie zostało miłe wspomnienie jakiś czas później) papierosy- niestety ;) drugą parę rękawiczek i tyle. Teraz proponuję do mojego zestawu zabrać jeszcze ze sobą termos z gorącą herbatą na rozgrzewkę. Ja gdybym jeszcze raz namówiła kogoś znajomego na taki spływ, a leni nie jest łatwo ;) na pewno biorę kamerkę. Spływ zimowy nie jest długi więc "suchy prowiant" może poczekać do powrotu, no chyba że ktoś jest głodomorem i wyznawcą zasady że woda wyciąga ;) to okej, okej- bierzcie kanapki ze sobą. Dobrze nasmarować wcześniej buzię i dłonie tłustym kremem- mniej marzną i nie wysychają. W skrócie: w kajaku jak na spacerze- tak samo zimno ;)

JAK ZAPLANOWAĆ NASZ "WYPAD ŻYCIA":

1) Sprawdź pogodę. Temperaturę powietrza- żeby nie była zbyt niska- w końcu nie jedziesz na łyżwy tylko spływ kajakowy. Opady- deszcz to nic przyjemnego, zawierucha śnieżna może być a) nieprzyjemna b) niebezpieczna- z resztą nikt w taką aurę nie wypuści Cię na wodę,
2) Zapytaj o stan rzeki. Nie pływaj w trakcie fali powodziowej, ani między krami. Pamiętaj też, że kajak to nie lodołamacz.
3) Dobierz trasę do swoich możliwości i warunków pogodowych. Nie proponuję spływu dłuższego niż 5 do 10 km. Jeśli jesteś mało doświadczonym kajakarzem dopytaj aby trasa nie miała żadnych przenosek. Generalnie zimą im mniej wsiadania i wysiadania z kajaka tym lepiej. Czas spływu też jest istotny. Rozplanuj go z kimś z wypożyczalni.


JEŚLI NIE KĄPIEL I SŁOŃCE TO JAKIE WALORY?

Ja przy poprzednich wpisach już wspominałam o moich wrażeniach, ale dla tych co nie czytali i dla tych co jeszcze nie są przekonani, napiszę raz jeszcze. Po pierwsze krajobrazy kompletnie różne od tego, co widzieliśmy latem. Towarzystwo łabędzi mamy praktycznie zapewnione. Po drugie to idealny czas na relaks, dla tych, co cenią sobie ciszę i spokój. Rzeka należy do nas i tylko do nas. Na spotkanie z innymi kajakarzami mamy marne szanse. Podziw i zdziwienie tych z brzegu murowany. Zero krzyków innych przesadnio podnieconych uczestników spływu, "korków" i innych. Wy i Wasza własna rzeka. Przez te parę godzin możecie się tak czuć. Adrenalina, bo jednak zimowy spływ, to nie przelewki. Ja cieszyłam się jak dziecko. Poprzeczka podniesiona do góry. Pamiętam że komentarzy w stylu "chyba na głowę upadłaś?!" czy "w zimę?! kajakiem?! żartujesz!" nie brakowało. Rzeka zimą, przy takim stanie wody bądź podobnym nie staje się raptownie górską, niebezpieczną rzeką czy zza zakrętu nie pokaże nam się zamiast elektrowni w Bolęcinie wodospad. To ta sama rzeka, tyle że ma niższą temperaturę. Trzeba być bardziej uważnym i płynąć spokojnie. Tu się powtórzę. Spokojnie nie znaczy nudno.

W RAZIE NIEPLANOWANEGO "MORSOWANIA" W RZECE:

Nie chcę nikogo straszyć ani w ten sposób zniechęcić do spływu, ale taka możliwość istnieje. W takim wypadku bardzo ważne jest opanowanie. W skrócie to bardzo spokojnymi ruchami płyniemy do brzegu. Kajak i wiosła nie są najważniejsze, choć jeśli istnieje możliwość ratowania sprżetu, nie zostawiajcie go samego sobie. Ważne aby nie płynąć zbyt nerwowo. Wtedy organizm mniej się wychładza. Najlepiej nie ściągać ubrań, bądź co bądź one zatrzymują ciepło. Trasa zimowa jest krótka, więc pomoc z przystani przyjedzie szybko. Na miejscu przebieramy się w suche, ciepłe ubrania i grzejemy. Przy kaloryferze, kominku, winie, wódce, pod ciepłym prysznicem. Bez paniki i zbędnej przesady obserwujemy czy nasz mors nie dostał hipotermii.


Na zakończenie chciałam powiedzieć, że taki spływ proponuję osobom bardziej doświadczonym i w 100% pewnym że chcą płynąć. Strach i lęk przed takim spływem na pewno Wam nie pomoże ani nie uprzyjemni spływu. Pamiętajcie że bądź co bądź ma być to zabawa i relaks. Dla chętnych: mierzcie siły na zamiary i obdzwaniajcie swoje ulubione przystanie i wypożyczalnie. Nie wiem czy wszystkie wypożyczalnie się piszą na takie zimowe spływy. Nie czytaj zbyt wiele o hipotermii, niebezpieczeństwie itp. bo często informacje te są przesadzone. Wkra to spokojna rzeka. Jeśli uda mi się kogoś namówić na spływ zimą ze znajomych, to obiecuję pełną relację. Trzymajcie kciuki za dobrego partnera w kajaku i pomyślny spływ!

środa, 18 listopada 2015

JESIENNA PROPOZYCJA NA LATO- SPŁYW KILKUDNIOWY


Musiałam :)
Mała przerwa w postach "historycznych". Kajaki nad Wkrą stały się bardzo popularne, co parę kilometrów czy miejscowości znajdujemy inną przystań. Do wyboru mamy bardzo różnorakie oferty spływów. Dla początkujących, dla bardziej doświadczonych, spływy rodzinne, krótkie, długie, jednodniowe i te kilku. Do tej pory pływałam przeważnie na spływach takich po 6-7 godzin. Wczoraj obejrzałam ten filmik:


i pomyślałam, czemu się ograniczać do jednego dnia? I tak zaplanowałam trasę spływu kilkudniowego, ale trochę łatwiejszego. Skoro można pływać po jeziorach tygodniami, to czemu  kilka dni nie spędzić nad Wkrą- Krutynią Mazowsza. Większość wypożyczalni proponuje spływy kilkudniowe, są otwarci na propozycję. Ja ze swoją latem uderzę do jednej z nich. Należy pamiętać że właściciele często mają duży ruch w weekendy i nie są w stanie zawieźć nas w górę rzeki czy odebrać gdzieś z dołu, więc takie spływy dokładnie planujemy z nimi. Należy też mierzyć siły na zamiary. Jeśli do tej pory nie pływaliście więcej niż np. 10 km (to taki spływ np Joniec- Borkowo albo Bolęcin-Joniec) i był do tej pory dla Was wystarczająco dużą odległością, to nie zakładaj sobie od razu że przepłyniesz 20 km, szczególnie że rzeka w górnych odcinkach jest węższa, i niekiedy spotyka nas na niej więcej przeszkód niż na środkowym czy dolnym odcinku. Jeśli zdecydujecie się na taki spływ skonsultuj to z kimś doświadczonym. Wtedy wytłumaczą Wam, pomogą coś wybrać, doradzą itd. Podsumowując: wybieramy trasę i konsultujemy ją z kimś z przystani. Ja wymyśliłam sobie trasę na ok 84 km.


Jeśli już temat macie przegadany z odpowiednimi osobami, prognozy pogody są sprawdzone, należy podzielić sobie trasę na części. Tu należy pamiętać o ilości dni wolnych, swoich możliwościach w wiosłowaniu i tym jak i gdzie chcecie nocować. Po drodze nad Wkrą możecie znaleźć miejsca do spania w przystaniach a nawet w hotelach. Wszystko zależy od Twoich upodobań i dobrego przygotowania. Gdy decydujesz się na spływ z przystankami z namiotem, pamiętaj o tym aby namiot był lekki, nie zajmował dużo miejsca i szybko się rozkładał. Wiadomo im mniejsze obciążenie, tym większa przyjemność z pływania, w końcu płyniecie kajakiem nie czołgiem. Oprócz namiotu musisz zabrać jeszcze parę rzeczy, więc lepiej jak wersję namiotu z Legionowa zostawicie w domu, a zabierzecie najzwyklejsze iglo. W namiocie tylko śpimy, więc nie oczekujmy zbyt wiele. Wiadomo że po całym dniu pływania najlepiej jakby namiot sam się rozkładał i nawet specjalnie dla Woodstockowiczów powstał taki model ;) ale jeśli go nie masz, to zwykły klasyk iglo też nie jest trudny i zajmie Ci to 10 minut max.  Wiadomo- na czymś trzeba spać.  Proponuję zabrać karimatę. Po pierwsze zajmuje mniej miejsca, po drugie nie starczy Ci płuc na nadmuchiwanie materaca codziennie, po trzecie w trakcie spływu na pewno będziecie robili sobie przerwy i w trakcie takiego wolnego spokojnie można ją wyciągnąć i usiąść. Kwestia czegoś pod głowę do spania jest prosta- bluza czy ręcznik i śpimy do rana. 



Co jeszcze zabieramy ze sobą to już zupełne indywidualna sprawa. Z własnego doświadczenia mogę zaproponować kilka najbardziej przydatnych rzeczy, z których na pewno skorzystacie.

1. Latarka
bo jak wiadomo wieczorem jest ciemno i gdybyście chcieli czy musieli oddalić się od namiotu bądź nie zakładasz rozpalania ogniska a jednorazowego grilla, to bez latarki jak bez ręki.
2. Ubranie na zmianę
bo czasami trzeba się przebrać ;) ciepła bluza czy dresy, mimo pięknej pogody w dzień mogą się przydać. Pamiętajcie że pogoda nie zawsze sprawdza się w 100% więc awaryjnie kurtka przeciwdeszczowa nie zawadzi.Aha i coś na głowę!!
3.  Kosmetyki i artykuły medyczne
drogie Panie, proponuję na czas spływu dać odpocząć cerze od pudrów i innych upiększaczy, w końcu będziemy na łonie natury. Koniecznie zabieramy ze sobą krem z filtrem i nie mówię tu o piątce czy ósemce. Gwarantuję, że jeśli traficie na piękną pogodę to i tak się opalicie. Warto też pamiętać o preparacie przeciwko komarom i kleszczom. W nadrzecznej głuszy zarówno jednych, jak i drugich jest całkiem sporo. Kiedy jednak rzeczony kleszcz okaże się sprytniejszy od nas, warto mieć przy sobie pęsetę lub specjalną odsysarkę, która, mimo wyższej ceny, sprawdza się również w przypadku ukąszeń pszczół, os, szerszeni, a nawet żmii. Doświadczenie uczy niestety, że opatrunki to również bardzo ważna sprawa.
4. Rozrywka
przenośne odtwarzacze DVD i mp3 koniecznie zostawiamy w domu. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć że się nie przydają. W końcu na łonie natury nie izolujemy się słuchawkami, a wsłuchujemy się w odgłosy natury, integrujemy się z innymi płynącymi. Jeśli Twój telefon nie wytrzyma 4 dni bez ładowania, a w dobie smartfonów to bardzo prawdopodobne, dlatego polecam zabrać ze sobą ładowarkę bezprzewodową. Taki sprzęt słabszej jakości kupimy już nawet od kilkunastu złotych,a można korzystać przy różnych okazjach. Gitara przy ognisku? Dlaczego nie.
5. Kuchnia
 Talerze, tyle samo noży, jakieś łyżki i widelce oraz obowiązkowy kubeczek w zupełności wystarczą.  Mała deseczka do krojenia również jest ok, ale nie niezbędna. Pamiętajcie, że po drodze w bliższej czy dalszej okolicy będą sklepy. Ale konserwy czy rzeczy na grilla (szczelnie popakowane) mile widziane. Co do napoi. Pamiętajcie żeby zabrać coś po za alkoholem ;)




Ja swój spływ dzielę na cztery części po ok 20 km. Trasy myślę na ok.9 godzin pływania w spokoju, przerwami, kąpielami itd. Można ją pokonać w lepszym tempie, czy większy odcinek, ja na swoje możliwości i plan wybrałam taki rozkład. Chcę na maksa wykorzystać czas na łonie natury, relaksie, zdjęciach i innych przyjemnościach. Z pogodą nigdy nie ma pewności, ale jeśli lato dopiszę nam takie jak w tym roku, to można płynąć spokojnie. Wybiorę się w tygodniu np. poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, bo wiecie jak w weekendy bywa... ;)



Dalej widzę to tak, że ktoś wywozi nas z całym ekwipunkiem w górę rzeki, mówi "powodzenia" i pozostawia samym sobie. I zaczyna się nasza przygoda. Mam parę miesięcy w zapasie i liczę że kogoś namówię. Drodzy moi! Jeśli to czytacie to wiecie że myślę o Was. I zacznę niedługo planować Wam czas w wakacje!


Generalnie o miejscowości Wkra, i to nie o tej co jest stacja kolejowa wiem niewiele. Nie będę się rozpisywać, wiem że jest tam stary dworek, o którym już kiedyś pisałam i dzięki google wiem mniej więcej gdzie staruje ;) Są to okolice Glinojecka. Rzeka jeszcze umiarkowanie wąska.




Początkowo Wkra jest bardzo kręta.. Wiadomo nie jest jak na amerykańskich filmach, i nie kończy się to wodospadem, ale trochę manewrujemy. Po jakimś czasie od startu przepływamy przez  spiętrzenie po starym młynie, niebezpieczne przy niskim stanie wody.


zdj z kajaki-wkra.com

Po przepłynięciu kolejnego odcinka "wpływamy" do miejscowości Ogonowo. Może śniadanie? Pieczywo ze sklepu czy inne rarytasy i dalej w drogę, bo najciekawsze dalej przed nami. Po kolejnych kilometrach dryfowania wpływamy do Rezerwatu Przyrody Dziektarzewo. Założono go 1964 roku. Wiele osób mówi, że to najpiękniejszy odcinek Wkry. Został utworzony w celu zachowania i ochrony fragmentu lasu pochodzenia naturalnego. Znajduje się na wysokiej skarpie rzeki. Są tam piękne, stare drzewa które mają nawet  90-140 lat. Jest wiele gatunków drzew m.in dąb szypułkowy,lipa, grab, jesion, brzoza, olsza czy wiąz. 




Z bajecznych krajobrazów wypływamy przy moście w Dziektarzewie.  W okolicach mostu znajduje się kościół pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej i dworek ze starym parkiem.







Być może po krótkim zwiedzaniu czas na przerwę i małe co nie co. Woda wyciąga i te sprawy. Nie ma co sobie żałować ;) Proponuję bliskie okolice dworku, oczywiście nad Wkrą. Zdjęcia z tegorocznego wypadu nad rzekę. Cisza, spokój- wiem, że często to powtarzam, ale czy nie na tym relaks na łonie natury polega?





Płyniemy dalej bo jeszcze spory kawałek drogi przed nami. I tak przepływamy przez Strzeszewo, Goszczyce, Płaciszewo- tam przepływamy pod mostem ,trzeba tu uważać na występujące w wodzie pale. To ten most który "złamał się" w pół.




Następnie przepływamy przez Malużyn. Po ok kilometrze widzimy most. Przepływając pod nim uważamy na stare bale, kamienie i dość szybki nurt. Zaraz za nim rozwidlenie: możemy płynąć łatwiejszą trasą : lewą odnogą lub trudniejszą i węższą: prawą odnogą. Od mostu do Kępy zostało nam ok 2 km. W małej miejscowości Kępa, wita nas urokliwy drewniany most. To znak, że czas zacząć szukać miejsca na biwak.



Kiedy znajdziemy już miejsce gdzie wyciągniemy kajaki z wody, będziemy mogli bezpiecznie rozstawić namioty, i zrobić grilla czy ognisko- czas na biesiadę. Pierwszego dnia przepłynęliśmy ok 22 km. Przewidywany czas to 6,5 godz. Ja jednak bym go wydłużyła nawet do 8 . Teraz rozpakuj się, wysusz co mokre, jedz, pij i baw się, ale pamiętaj że następnego dnia kolejne wyzwania i 19 km. do pokonania. Wyśpij się.

Rano zbieramy swoje rzeczy (i śmieci!!!) i płyniemy dalej. Charakterystyczne w tych okolicach są wysokie, piaszczyste skarpy.

 zdj. od kajaki.wkra.com


Około 4 km od Kępy po lewej stronie mijamy ujście rzeki Łydyni do Wkry. Łydynia – rzeka w północno-wschodniej Polsce, lewy dopływ Wkry o długości 72 km. Rzeka wypływa w pobliżu miejscowości Choszczewka w powiecie mławskim. Przepływa przez Regimin, Ciechanów i Luberadz. Do Luberadza jest w większości uregulowana, potem ma bardziej dziki charakter. Tyle od Wikipedii.



Kolejnym charakterystycznym punktem drugiego dnia naszej wycieczki są pozostałości po moście w Gutarzewie a raczej teraz teren budowy. Przed mostem należy przenieść kajak.  Pamiętam most jeszcze tak mniej więcej z 2008-2007 roku. Wyglądał  wtedy już słabo, ale robił ogromne wrażenie. Mniej więcej tak go zapamiętałam:

zdj. z kaja-sobieski.pl 


Strach było po nim iść. Niestety za rok, dwa czy trzy bo nie pamiętam zapadł się.  Po prawej stronie rzeki jest dość popularne kąpielisko w tamtych okolicach. Spora plaża, głęboka woda. Tych co chcą kąpać się w Gutarzewie, bardzo proszę o rozwagę- miejsce niebezpieczne.



W tej chwili w tym miejscu trwa budowa mini elektrowni wodnej. Otwarcie elektrowni miałoby nastąpić najpóźniej wiosną przyszłego roku. Nowy most w Gutarzewie powstałby za dwa, trzy lata. - również zobowiązano się do zarybiania rzeki w tym miejscu. Oby to bardzo nie wpłynęło na eko system rzeki. No dobra, ale wracając do tematu. Po przerwie na plaży płyniemy dalej. Około 3 km dalej po prawej stronie mamy ujście Raciążnicy. To znak, że Sochocin już blisko. I w końcu jest. Tu uwaga dwie ważne informacje: w Sochocinie mamy kolejną przenoskę. Niebezpieczne i zniszczone spiętrzenie po dawnym młynie. Dopływamy do betonowej płyty z lewej strony i przenosimy kajak. Druga informacja to, że Sochocin to dobre miejsce na uzupełnienie zapasów w pożywieniu i piciu. Także tu nad samą rzeką jest Bar "Przystań" . Obiad, relaks inny niż w kajaku i ruszamy dalej. Może małe ładowanie telefonu?



zdj. Wojtek Kozakiewicz



Przepraszam głodnych za zdjęcia jedzenia, ale takie "kluchy", moja babcia robiła i nazywała je przecieraki. Ten post jest  bez ładu i składu :) No ale płyniemy, płyniemy, bo z Sochocina do Sobiesk jest jeszcze 10 km. Rzeka robi się szersza i nieco spowalnia. Przepływamy przez Kuchary Żydowskie, gdzieś w tych okolicach po prawej stronie wpływa Płonka, później następna przenoska: Bolęcin. Tu właśnie jest elektrownia wodna. O elektrowni kiedyś napiszę oddzielnie. Kajaki przenosimy lewą stroną. Przy elektrowni jest głęboko, uważajcie.

 zdjęcia z kajaki.wkra.com



Od Bolęcina do Sobiesk mamy ok 6 km. W koło pola, łąki, lasy i działki. Miejscami ciekawe kąpieliska i teren na wypoczynek. Ten odcinek jest bardzo łatwy, bez żadnych utrudnień, udziwnień i niebezpieczeństw. Trasę polecam też tym, co dopiero zaczynają swoją przygodę z kajakiem. Relaks..





I tak dopływamy do Sobiesk. Miejsca raczej nie da się nie zobaczyć. Jeśli widzicie most w Sobieskach, to zaraz za nim po prawej stronie jest Przystań Kaja Sobieski. To nasz kolejny punkt noclegowy. Cywilizowane ;) pole namiotowe, sanitariaty, bar. Trochę cywilizacji przed następnymi dniami nie zaszkodzi. W Przystani jest również możliwość noclegu w pokojach gościnnych- z własnego doświadczenia bardzo polecam. Jeśli macie w wiaderku trochę prądu, Właściciele, na pewno pozwolą Wam podładować telefony ;) Ceny bardzo przystępne.



zdj z kaja-sobieski.pl




Dla tych co za punkt honoru stawiają sobie nocleg w głuszy, parę metrów dalej można zacząć szukać czegoś na własną rękę. Do samego Jońca pola, łąki, działki. Jak już brzuchy najedzone i napojone to kłaść się spać. Trzeci dzień to odcinek ok. 25 km. 


Z samego rana ruszamy dalej. Rozgrzewka, grzecznie się żegnamy i płyniemy. 



Po ok. 5 km mijamy młyn w Jońcu. Tym razem możemy obejrzeć go z bliska. Jednak chwile przed nim pozostałości po moście. Przepływamy lewą stroną. Po kilku zdjęciach, zachwytach i innych, ruszamy dalej.



Za następne 2 km koleino El- Daw i Mrzonka. Tu gdzieś możemy się "zaparkować" i skoczyć na szybkie zakupy do sklepu w Jońcu. I tak dalej płyniemy, po prawej stronie domy mieszkalne miejscowości Joniec, Popielżyn Górny i Zawady, po lewej działki i lasy. Po ok 4 km po lewej stronie mijamy ujście Sony. Polecam wpłynąć na chwilę, poczuć się jak na Krutyni.





Dalej za jakieś 1-2 kilometry ostatnia szansa na wizytę w sklepie w Zawadach. Pozostałości po pomoście wiodącym do baru "Pagaj" (już nieczynnego). Tam możecie zatrzymać się i kawałek przejść do sklepu. Dalej znowu za jakieś 1-2 km mijamy most kolejowy. Wygodniej płynąć po prawej stronie. 



I tak sobie dryfujemy bez większych przeszkód. Z prawej strony przez Popielżyn Zawady, Adamowo, Dobrą Wolę a z lewej Żołędowo, Cieksyn aż do mostu w Borkowie. W międzyczasie mijamy z prawej strony ujście dopływu Wkry- Naruszewki. Tu proponuję małą przerwę, w okolicy sklep. Do przepłynięcia zostało nam 7 km. Zaraz za mostem małe bystrze, dla wygody i bezpieczeństwa płyniemy środkiem. Ok. 3 km za Borkowem w Błędowie znajdują się pozostałości po młynie- kamienisty próg. Najlepiej przenieść kajak lewą stroną. Tuż za progiem woda bardzo głęboka. To miejsce dość popularnego kąpieliska.



Dalej przepływamy przez takie miejscowości jak Zaborze z lewej strony, po prawej cały czas ciągnie się Błędowo. Powoli zbliżamy się do mety naszego trzeciego odcinka spływu. Przystanek i nocleg: Wypożyczalnia kajaków Marco  Tam rozbijamy namioty. I znowu Ci co chcą nocować w "głuszy", mają spore pole manewru po lewej stronie rzeki.

 zdjęcia ze strony www.facebook.com/Wypożyczalnia-kajaków-marco





Kochani ostatnia noc! Zielona noc! Rozpalamy ognisko, biesiadujemy do wschodu słońca, słuchamy odgłosów porannego śpiewu ptaków.. i spać.




Rano na pyszne śniadanie koniecznie wpadamy mieszczącej się nieopodal Chaty nad Wkrą i baru Koza. To miejsce polecam w ciemno.  Zdjęcia i kreatywność właścicieli za każdym razem mnie urzeka, a serwowane przez nich smakowidła.. bajka.  Chwalę ich po raz któryś, więc Ci co czytają już któryś raz wiedzą o co mi chodzi, Ci co nie, oto zarys klimatu.





Ruszamy w dalszą trasę, mi kajaka kompletnie nie znaną. Pisałam kilka postów wcześniej o wycieczce rowerowej w tamtych stronach, teraz czas na kajak.


Ostatni dzień naszej przygody. Zbieramy namioty, swoje rzeczy, sprawdzamy czy żadne śmieci po nas nie zostały i kierunek Twierdza Modlin. Przez wielu trasa ta, jest oceniana jako jedna z piękniejszych. Przepływamy przez piękne lasy gm. Pomiechówek. Wkra dryfuje między wielkimi starodrzewami, wysokimi skarpami, w wodzie raczej bez przeszkód. Prąd stosunkowo wolny, a rzeka szeroka.


I tak wpływamy do Rezerwatu Doliny Wkry. Rezerwat przyrody utworzony w 1991 r. na gruntach miejscowości Szczypiorno, Kosewko oraz Goławice Drugie, w gminie Pomiechówek, na terenie leśnictwa Pomiechówek, nadleśnictwa Jabłonna. Celem ochrony jest zachowanie krajobrazu przełomowego odcinka rzeki Wkry oraz pozostałości lasów łęgowych - w skrócie od wikipedii. Widoki mówią same za siebie...





zdj. z www.dobry-ruch.pl -polecam, fajna stronka. 



Dalej piękne łąki nad Wkrą w Szczypiornie, stare wierzby.  Odcinek na którym nie ma działek do samej rzeki. Łatwo tu się zatrzymać na postój. Brzeg jest łagodny. Wkra nadal spokojna i szeroka. Uwaga na krowy ;)




Kolejnym miejscem na trasie jest Kosewko. Przed nami drewniana kładka dla pieszych. Trzeba zachować szczególną ostrożność, bo tuż przed mostkiem, jest kamienisty próg po starym młynie. Należy ostrożnie przepłynąć przy prawym przęśle kładki. Zaraz za nią idealne miejsce na odpoczynek. Duża piaszczysta plaża. W bliskiej odległości sklep. Latem jest to bardzo popularne miejsce odpoczynku. Zobaczcie sami. Film autorstwa Ost - Fly Filmowanie i Fotografowanie z Powietrza . 




Ja byłam w Kosewku w maju. My wtedy miałyśmy plaże tylko dla siebie. Przy kładce raczej jest głęboko. Wielki plus za ustawione śmietniki przy plaży. Wtedy, jeszcze przed pełnym sezonem było czysto. Nie wiem jak latem się to sprawdza.






Ruszając dalej z prawej strony mijamy Ośrodek Szkoleniowy Najwyższej Izby Kontroli w Goławicach. Dalej w aurze pięknych lasów i krajobrazów płyniemy w stronę Pomiechówka. Kawałek przed na lewym brzegu Wkry- Zacisze Anny Korcz. Latem bar z pysznościami z grilla, wiele atrakcji dla dzieci, plaża.

Zdj. z  www.facebook.com/Zacisze.Anna.Korcz



Zbliżamy się do Pomiechówka. Widoki nadal piękne. Rzeka spokojna, mało zarośnięta, szeroka.  Pomiechówek wita nas promenadą po prawej stronie, po lewej Wypożyczalnia Kajaków AnMar.



Dalej to chyba odcinek Wkry którego jestem najbardziej ciekawa. Nigdy nie płynęłam nim jak już wcześniej wspominałam, ale też nigdy w tych rejonach nad Wkrą nie byłam. Najdalej byłam przy moście kolejowym. W różnych opisach jest to bardzo malowniczy (kolejny) odcinek Wkry, ale co się dziwić takim opisom, skoro jak wiecie nad Wkrą wszędzie jest pięknie. Na tym odcinku rzeki także mój research był ciężki, więc krótko, merytorycznie i do końca, bo się rozpisałam strasznie w tym poście. Także tak :) Dryfując dalej Wkrą mijamy most kolejowy, ten sam co którym jedziemy na trasie PKP z Warszawy Gdańskiej np. 



Dalej mamy piękny widok na kościół pod wezwaniem Św. Anny w Pomiechowie. 



Następnie mijamy piękne dzikie plaże i mało widoczną odnogę starorzecza – Macherzeniec. W tych pięknych krajobrazach dopływamy w końcu do ujścia Wkry do Narwi. Raz czytałam o płyciznach w tamtych rejonach, a raz o tym, że to kompletna bzdura, więc ciężko mi coś o tym napisać. 



Po wypłynięcie już na Narew trzymamy się mocno prawego brzegu. Rzeka jest dużo większa od Wkry, w czasie większego wiatru tworzą się fale, którą mogą w jakimś stopniu być niebezpieczne. Biorąc jednak tą pozytywną alternatywę, spokojnie dryfujemy Narwią do celu. Po drodze mijamy plaże i kąpielisko w Nowym Dworze Mazowieckim, WOPR, most kolejowy, kolejną plażę.



I tu powstaje alternatywa: albo kierujemy się pod Bramę Ostrołęcką albo możemy jeszcze podpłynąć pod Spichlerz.  Należy pamiętać że jeśli wybierzemy się pod Spichlerz musimy później wrócić pod prąd rzeki, który jest ostrzejszy od Wkry i bardziej niebezpieczny. Nie jestem specjalistą, ale tą opcję polecam bardziej wprawionym kajakarzom. O Spichlerzu: Sama idea budowy ogromnego spichlerza na szwedzkiej wyspie (w widłach Narwi i Wisły) narodziła się w początkach Królestwa Polskiego w XIX wieku. Lokalizacja przy dwóch szlakach wodnych którymi od wieków spławiano zboże była wręcz idealna. Nie ma pewności co do autorstwa projektu, najczęściej jednak przypisuje się go Janowi Jakubowi Gayowi. Neoklasycystyczna budowla posiadała zachowane częściowo do dziś zdobienia. Dziś ruina Spichlerza przyciąga zwiedzających. Znajduję się on na półwyspie między Narwią a Wisłą. Nie proponuję zwiedzania go wewnątrz. .




Wracając do mety naszego spływu, płyniemy raczej środkiem. Po czterech dniach jesteśmy na miejscu. Przepłynęliśmy ok 80 km, marzymy o gorącym prysznicu, łóżku i odpoczynku ;) Dumni i zadowoleni wracamy do domu!






Wpis powstawał dokładnie tyle dni ile ma trwać, wypaliłam przy tym poście chyba z paczkę papierosów, śniło mi się że pływam kajakiem bez wioseł, więc nie przyjmuję odmów i w lipcu płyniemy! Znajomi i czytelnicy :)